środa, 27 lipca 2011

Szczęśliwy koniec

Udało się! Dojechaliśmy szczęśliwie do Lizbony, a dokładnie do dzielnicy Odivelas, gdzie pracują pallotyni. To już koniec wyprawy. Jutro zwiedzanie miasta, a pojutrze do samolotu. Wszyscy cali, zdrowi, szczęśliwi, rowery bez defektów, przebite tylko dwie dętki. Bogu niech będą dzięki za naszą Camino Grande.

wtorek, 26 lipca 2011

Ave Maria!

W Hiszpanii nas wyziębiło i zmoczyło, za to w Portugalii - ogrzało. Z mocnym wiatrem w plecy i prędkością średnią bliską 30 przejechaliśmy wczoraj ponad 130 km (z przerwami na kąpiel w oceanie i sjestę), dzięki czemu dziś do Fatimy zostało zaledwie 65. Mimo górek szybko pokonujemy ten odcinek i do sanktuarium docieramy wczesnym popołudniem. Kolejny etap za nami! W sumie mamy na liczniku ponad 2500 km i 21 tys. m wspinaczki na podjazdach.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Na portugalskim szlaku

Opuszczamy Santiago po porannej Mszy w krypcie i tego samego dnia dojeżdzamy do Portugalii. Po drodze zachwycamy się piękną romańską katedrą w Tui. W albergue w Valencie elegancko i pusto. Kolejny dzień jedziemy w pełnym słońcu, ale za to z wiatrem. W środku dnia trzeba robić kilka godzin sjesty. W niedzielę rano uczestniczymy w portugalskiej mszy parafialnej w Ponte da Lima, wzbudzając duże zainteresowanie parafian. W końcu przyjechaliśmy z dalekiego kraju, z którego pochodził święty Papa. Wieczorem zwiedzamy piękne Porto.

piątek, 22 lipca 2011

Przy grobie św. Jakuba na polu gwiazd

Po trzech tygodniach wędrówki przez Francję i Camino del norte i przejechaniu ponad 2000 km dotarliśmy szczęśliwie do grobu św. Jakuba. O 12 modliliśmy się na Mszy dla pielgrzymów, po której zostaliśmy okadzeni gigantyczną kadzielnicą 'botafumeiro'. Teraz zwiedzamy bazylikę i otoczenie. Jutro ruszamy w dalszą drogę do Fatimy.

wtorek, 19 lipca 2011

Foto z Gijón

Buen camino!

Tak pozdrawiamy się z mijamymi na trasie pielgrzymami (nie mylić z ' daj kamienia!'). Nocujemy w schroniskach zwanych albergue. Na camino najwięcej spotykamy Hiszpanów i Niemców. Wczoraj poznaliśmy miłego Węgra. Polaków napotkaliśmy tylko kilkoro. Poza tym deszcz, wiatr, ocean i góry na zmianę, a czasem jednocześnie.

sobota, 16 lipca 2011

Na Camino del norte

Już drugi dzień wędrujemy na Camino del Norte. Jedziemy na zmianę wzdłuż plaży albo przedzieramy się przez góry. Co za widoki! Co za podjazdy! Co za zjazdy! Na szczęście nie ma upałów, a teraz nawet pada. Wszyscy cali i zdrowi, rowery bez defektów. Nie możemy się doczekać kąpieli w oceanie. Może jutro się ociepli?

czwartek, 14 lipca 2011

W ciepłym deszczu do Groty

Po burzliwej nocy nie chciało się wstawać. Ale trudno. Kolejny etap z Auch jest prostszy, choć pod górę, w Pireneje. Od rana pada z małymi przerwami i zrywani ulewy. Ale nic to. Jedziemy. Dość sprawnie, niewiele się zatrzymując, dojeżdzamy po południu do Lourdes. O 21 uczestniczymy w procesji różańcowej. Tłumy ludzi z całego świata. Następnego dnia po Mszy i śniadaniu jedziemy znowu do sanktuarium na zwiedzanie i modlitwę. Dziś przed nami najdłuższy etap, ale ciągle w dół, z gór do oceanu. W Lourdes spotykamy pierwszą pątniczkę do Composteli, Japonkę.

wtorek, 12 lipca 2011

Jeden krok od Lourdes

Nocleg nad rzeką pod gołym niebem to był dobry pomysł. Po wczorajszych upałach dziś postanowiliśmy wyruszyć o świcie. Udaje się o 6 rano. Pięknie wygląda miasto Cahors o tej porze. Na początek dnia podjazdy i zjazdy. Potem płasko i szybkie tempo. W południe robimy długi odpoczynek, obiad i leżakowanie. Niestety, błogi spokój zostaje gwałtownie zakłócony atakiem wściekłych os, których gniazdo naruszył błękitny rower Michała. Bilans krótkiej walki: 2 użądlenia Michała i jedno Iwony. Poza bólem, pieczeniem i spuchnieciem nie było większych obrażeń. Po południu jedziemy dalej. Znowu pagórki. Na szczęście bez słońca, a na koniec dnia przychodzi nawet burza. Nocujemy pod Auch na uroczych wzgórzach. Jest WiFi, więc zaraz pośle kilka zdjęć. Dziś przekroczyliśmy 1000 km!

poniedziałek, 11 lipca 2011

Upalna wędrówka

Jedziemy! Kolejne etapy za nami. Wczoraj 140 km zakończone zjazdem z 500 na 185 m, a dziś kolejne 113 również z pięknym zjazdem na koniec. Dziś było tak gorąco, że nie dało się jechać w dzień i czekaliśmy w cieniu. Jechaliśmy po południu do 22.30. Śpimy pod gołym niebem w Cahors nad rzeką. Jutro znowu upały.

sobota, 9 lipca 2011

Wspinaczka po wulkanach

Wczoraj nawiedziliśmy sanktuarium Paray-le- Monial i dotarliśmy do Vichy. Dziś rano przywitały nas krople deszczu, ale przez cały dzień tylko straszyły chmury. Jesteśmy już w Owernii, czyli wśród wygasłych wulkanów. Dziś był dzień wspinaczki aż na wysokość 903 m. Jutro więc będzie w dół:)

czwartek, 7 lipca 2011

Przyjemne chłody Burgundii

Po upalnym dniu postanowiliśmy wyjechać jak najwcześniej, żeby się nie usmażyć do końca. Udaje się ruszyć o 7 rano. Na szczęście niebo było zachmurzone i chłodził nas wiatr. Jadąc przez piękne wioski Burgundii docieramy po południu do Taize. Jeden dzień i dwie noce spędzimy tu z braćmi i młodzieżą. Przyda się trochę odpoczynku przed jazda w górach.

wtorek, 5 lipca 2011

Pielgrzymka to, czy wczasy?

Ku pokrzepieniu czytelników z Zakopca informuję, że dziś za nami kolejny upalny, bezchmurny etap. Po nocy spędzonej w zamku, Mszy św. i pysznym śniadaniu nad rzeką ruszyliśmy w drogę. Teraz jedziemy do Taize, gdzie zapowiedzielismy się jutro na kolację. Dziś droga wiedzie przez małe wioski i długo przez las, akurat w najgoretszej porze. Robimy dwa długie postoje. Ok. 18 po zrobieniu 70 km widzimy rzekę, wczasowiczów i camping. Decyzja jest jednomyślna- zostajemy na nocleg. W zachodzącym słońcu kąpiemy się i jemy kolację. Jutro wyruszamy bardzo wcześnie, żeby uniknąć upałów.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Setka pełnym słońcu

Dziś pękła pierwsza setka. A dzień zaczął się od Mszy w kaplicy Ronchamp. Potem śniadanie z kapelanem i w drogę! W pełnym słońcu ciągle w górę i w dół. W środku dnia robimy długi odpoczynek w lesie, a po południu kąpiel w jeziorku. Wieczorem docieramy na nocleg w zamku koło Besancon. Jesteśmy zmęczeni, spaleni, ale najedzeni i szczęśliwi.
PS. Specjalnie na życzenie Pawła foto.

niedziela, 3 lipca 2011

Pielgrzymka na serio

Dziś zaczęła się pielgrzymka na serio. Po nocy spędzonej pod gołym niebem dojechaliśmy pociągami do granicy francuskiej i zaczęła się jazda na dwóch kółkach. Dużo górek, dużo słońca. Msza połowa na leśnej polanie. Udało nam się dojechać zgodnie z planem do Ronchamp. Jutro rano Msza w kaplicy Le Corbusiera. Ale tu pięknie. Dziś śpimy w starym domku i mamy nawet prysznic, choć z zimną wodą. Dystans 95 km z pustym żołądkięm, bo wszystkie sklepy pozamykane. Kapelan Ronchamp na szczęście podarował nam coś na kolację.

piątek, 1 lipca 2011

Ostatnia noc w kraju rodzinnym

Zgodnie z planem dojechaliśmy koleją do granicy niemieckiej. Znaleźliśmy kawałek podłogi pod dachem i szykujemy się do spania. Jutro przed nami cały dzień w Deutsche Bahn. A od niedzieli jazda już tylko na dwóch kółkach.