czwartek, 29 września 2011

Dzień 1 i 2: Zakopane - Sigmaringen

Polska, Niemcy
42 km

Po wielu miesiącach planowania i przygotowania nadszedł wreszcie dzień wyjazdu. A właściwie wszystko zaczęło się w przeddzień, kiedy to po Mszy św. wieczornej miało miejsce lekko uroczyste błogosławieństwo na drogę. Natalia, znajoma podróżniczka rowerowa która przybyła pożegnać się z nami, namówiła mnie, żeby zabrać na drogę gitarkę ukulele. Do końca bowiem wahałem się, czy obciążać się tym małym instrumentem. Ukulele w końcu pojechało z nami i to był dobry wybór.

1 lipca wyprawa zaczęła się od najtrudniejszego odcinka. Trzeba było wstać o 3:00 w nocy i w strugach deszczu dojechać na zakopiański dworzec PKP. Nikt nie zaspał, co nawet nie dziwi, gdyż Staszek i Zbyszek w ogóle się nie kładli spać, bo w nocy się pakowali. Na pierwszym zakręcie zdarza się pierwsza awaria - Staszek zaczepił pedałem o błotnik i wygiął go nieznacznie. Takie są uroki jazdy nowiutkim rowerem.

Z Zakopanego jedziemy kilkoma pociągami do Zgorzelca (na granicy niemieckiej). Na dworcu w Krakowie zauważam, że zeszło mi powietrze z tylnego koła. Ciekawe, czy to dziura w dętce, czy nie dokręcony wentyl. Po ponownym napompowaniu okazuje się, że to drugie. Szkoda tylko wysokiego ciśnienia w kole, którego nie uda się uzyskać ręczną pompką.

Jedziemy przez Polskę według planu, przesiadając się sprawnie do kolejnych pociągów i docieramy po południu do Zgorzelca. Robimy ostatnie w Polsce zakupy i idziemy na Mszę św. do pobliskiego kościoła. Po Mszy znajdujemy kawałek podłogi w świetlicy parafialnej i tam szykujemy się do spania. Wieczorem dołącza do nas Iwona i od tej pory będziemy już podróżować w pięcioosobowym komplecie.

Drugiego dnia po Mszy św. porannej jemy szybkie śniadanie, opuszczamy gościnną parafię i ruszamy w drogę na stację kolejową w Görlitz. Przed odjazdem pociągu trochę zwiedzamy miasto. Na dworcu kupujemy bilet weekendowy. Razem z opłatą za rower wychodzi 12,30 Euro na osobę. Za taką cenę przejedziemy siedmioma pociągami regionalnymi całe Niemcy. Niestety nie wszystko udaje się zgodnie z planem. W szóstym pociągu z Ulm do Neustadt nasza dobra passa kolejowa kończy się. W Mengen skład długo stoi na stacji, po czym okazuje się, że jest awaria i trzeba przesiąść się do autobusu. Oczywiście autobus okazuje się wystarczający dla wszystkich pasażerów oprócz naszej piątki z rowerami. Miejscowy miły pan tłumaczy nam, że trzeba przejechać tylko dwie stacje do Sigmaringen i stamtąd będzie jechał kolejny pociąg. Ponieważ jest to tylko kilkanaście kilometrów, decydujemy się przejechać rowerami. Niestety po dojechaniu do Sigmaringen okazuje się, że ostatni pociąg już odjechał i musimy zostać na noc. Po długich poszukiwaniach miejsca na nocleg w końcu decydujemy się biwakować na dziko na odludziu, w dzielnicy przemysłowej. Jest już ciemno i mamy nadzieję, że nikt nas nie widział i nikt się nie będzie nas czepiał. Ja śpię pod gołym niebem, reszta rozbija namioty. Jest chłodno, ale nie marznę w nocy. Szkoda tylko, że stracimy w ten sposób pół dnia i później trzeba to będzie nadrabiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz