środa, 5 października 2011

Dzień 16.: Deba - Pobeña

Hiszpania,
113 km

Wstajemy o 7:00, jemy śniadanie i wyruszamy o 8:30. Opuszczamy schronisko jako jedni z ostatnich. Zwykle na camino piesi pielgrzymi wychodzą bardzo wcześnie rano, nawet przed świtem, żeby nie iść w upale i żeby dotrzeć jak najwcześniej do schroniska. Od początku trasa jest górzysta. W ciągu tego dnia pokonamy ponad 1500 m przewyższeń! Na stacji benzynowej za Markiną-Xemein wszyscy pompujemy koła na kamień. Po 30 km robimy pierwszy odpoczynek i jemy drugie śniadanie. Przed Gerniką zdobywamy ponad 300-metrowy podjazd. W Gernice robimy kolejny przystanek, zakupy i trzecie śniadanie. Dalej czeka nas drugi duży podjazd na ponad 300 m. Na tej drodze Staszek przebija sobie nogę drutem od błotnika. Noga boli, krwawi, ale można jechać dalej. Jazda po górach jest męcząca, więc robimy długi postój na obiad i leżakowanie.

Po dwóch tygodniach jazdy mamy już ustalony w miarę stały rytm dzienny. Rano po wstaniu jemy śniadanie, następnie ok. 30 km do pierwszego postoju. W środku dnia ok. 13:00 robimy zakupy (raz dziennie) i zaraz potem obiad na ciepło z puszki. Po obiedzie jest dłuższe leżakowanie, a potem dalsze etapy z przerwą na kolacje późnym popołudniem.

Po leżakowaniu jedziemy do Bilbao. Przed miastem pokonujemy okropnie strome wzniesienie. Trzeba zejść z siodełka i wprowadzać rowery. Tracimy przez to dużo czasu i w szybkim tempie zwiedzamy Bilbao, skupiając się na Muzeum Guggenheima (z zewnątrz). Z braku czasu rezygnujemy z oglądania mostu gondolowego w Portugalete i jedziemy dalej szlakiem camino. Na nocleg dojeżdżamy do miejscowości Pobeña. Miejscowi wskazują nam, gdzie znajduje się schronisko. Zdążyliśmy w ostatniej chwili, bo właśnie zaczyna padać. Schronisko jest całe zajęte, ale pani hospitalera wskazuje nam niedaleko miejsce do spania pod portykiem przy kościele. Miejscówka wydaje się dobra - lekko na wzgórzu, osłonięte murkiem i pod dachem. Jemy kolację i kładziemy się do snu przy lekko padającym deszczu.

W środku nocy budzę się i czuję, że coś jest nie tak. Mój śpiwór jest cały mokry. Silny wiatr sprawił, że wysoki dach nie chroni już przed zacinającym z dwóch stron deszczem. Budzą się pozostali i przenosimy się pod mur, na pas suchej ziemi. Ale to nie koniec przygód. Po chwili snu budzę się znowu, słysząc okropny hałas. To sztormowy wiatr postanowił pobawić się wszystkimi naszymi rzeczami, które leżały luzem poza sakwami. W powietrzu latają więc ubrania, ręczniki, śmieci, resztki jedzenia z kolacji, naczynia i sztućce. Wszystkie przedmioty unoszą się w powietrzu i z głośnym brzękiem obijają o mury i podłogę. To wszystko w scenerii zacinającego jeszcze mocniej deszczu. To była bardzo męcząca noc.


Trasa rowerowa 1158060 - powered by Bikemap 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz