wtorek, 11 października 2011

Dzień 29 i 30.: Lizbona - Wiedeń - Bratysława - Zakopane

Portugalia, Austria, Słowacja, Polska

29. dzień: Lizbona - Wiedeń - Bratysława
65 km

Rano po Mszy św. i śniadaniu pakujemy rowery do kartonów i parafialnym busem jedziemy na nieodległe lotnisko. Jesteśmy pełni obaw, bo rowery są słabo zapakowane i sprawiają wrażenie, że nie przetrwają lotu w całości. Kupujemy bilety na rower (po 35 Euro), odprawiamy się, nadajemy bagaż, czyli sakwy, nadajemy rowery, przechodzimy kontrolę i pakujemy do samolotu. Dla niektórych wyprawowiczów  będzie to pierwszy lot w życiu, stąd pojawia się pewne podekscytowanie.

Lot przebiega spokojnie i zgodnie z rozkładem lądujemy w Wiedniu. Czekamy, aż na taśmie pojawią się nasze bagaże. Ku zaskoczeniu wszystkich pasażerów z naszego samolotu na taśmie pojawiają się wpierw moje spodnie i bielizna, które wypadły z otwartej sakwy. Z lekkim zmieszaniem zbieram swój dobytek. Czekamy na rowery z biciem serca. Są! Pracownicy lotniska przywożą je z uśmiechem na ustach. Na szczęście rowery są całe. Skręcamy je przed budynkiem lotniska, próbujemy krótkiej jazdy i oddychamy z ulgą. Możemy jechać dalej. Dziś czeka na nas nocleg w pallotyńskim domu w Bratysławie, czyli przed nami ok. 55 km.
Jedziemy kawałek wzdłuż Dunaju piękną dróżką, która stopniowo staje się ścieżką, aż kończy się przy dopływie rzeki bez możliwości dalszej jazdy. Musimy wracać się 4 km i tracimy w ten sposób 45 min.
Dalej jedziemy już asfaltem, grzejąc non stop 30 km/h. Szybko zapada zmrok. Trochę się obawiamy, bo nie wszyscy mają sprawne światła, ale przejeżdżająca policja austriacka nie zwraca na nas uwagi.
Wjeżdżamy do Bratysławy i około 23:00 jesteśmy na miejscu.

30. dzień: Bratysława - Trstená - Zakopane
Rano jedziemy na bratysławski dworzec kolejowy. Pozytywnie zaskakuje nas poziom usług słowackich kolei, choć to tylko pociąg klasy interregio. Rowery oddajemy do specjalnego wagonu, przedziały są czyste, klimatyzowane. W Kraľovanach przesiadamy się do osobówki i powoli wtaczamy się na Orawę. Dojeżdżamy do Trsteny, a dalej już na własnych kołach do domu.

Jesteśmy zmęczeni, ale bezgranicznie szczęśliwi.
To była wspaniała przygoda. Pozostały wspomnienia na całe życie, tysiące zdjęć, a przede wszystkim przeżyć, wrażeń, widoków, spotkań, rozmyślań, oddechów i uderzeń serca...
To było czyste szaleństwo, ale dzięki Bogu wszystko się udało. Dojechaliśmy tam, gdzie planowaliśmy, wróciliśmy tak, jak planowaliśmy. Jeszcze raz: Bogu niech będą dzięki!


Trasa rowerowa 1253131 - powered by Bikemap 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz